Uwielbiam Cameron Diaz! Może filmy z jej udziałem nie należą do specjalnie ambitnych, ale na samą aktorkę patrzy się bardzo przyjemne. Nie macie wrażenia, że podpisała jakiś pakt z diabłem? 😉 Tak czy siak, jedno jest pewne… w jej przypadku czas się zatrzymał. Najnowszy film z Cameron – niejaka „Sekstaśma” z założenia ma być komedią romantyczną, choć szczerze powiem, że momentów naprawdę śmiesznych było zbyt mało. Tych romantycznych również… No ale film sam w sobie można obejrzeć, zwłaszcza teraz, gdy pogoda nas nie rozpieszcza.
O czym dokładnie jest „Sekstaśma”? Na pewno nie jest tym, czego większość spodziewa się po tytule. Film nie jest zapisem nagrywania seks taśmy. Ci co na to liczyli, już teraz mogą czuć się zawiedzeni 🙂 Bardziej opowiada on historię poszukiwania owego wideo, które gdzieś tam zostało nagrane.
Mamy oto małżonków (Cameron Diaz, Jason Segel), którzy jak większość typowych par z 10-letnim stażem dali ponieść się rutynie, która to nieco osłabiła ich namiętność. Pewnego wolnego wieczoru (dzieciaki akurat nocują u dziadków) owa para postanawia nagrać seks wideo. Ot, tak dla urozmaicenia życia i rozbudzenia tego, co uległo uśpieniu. Z założenia nie ma to być przypadkowe seks wideo, a wypróbowanie wszystkich pozycji z poradnika „Radość z seksu” w czasie trzy godzinnego maratonu! Wszystko byłoby super (małżonkowie dali radę zrealizować ambitny plan) gdyby po jakimś czasie nie okazało się, że sekretne wideo nagle staje się ogólnodostępne. Dla spanikowanej pary zaczyna się noc pełna przygód, której efektem końcowym ma być odzyskanie taśmy, a co za tym idzie, szacunku, reputacji i zdrowia psychicznego. Ta bądź co bądź dzika przygoda okazuje się być też testem dla ich związku, który zaczyna wchodzić w coraz to nowsze etapy. Jak cała sytuacja się skończy, tego wam nie zdradzę, bo jaki byłby sens z oglądania filmu? No właśnie 🙂
Fakt jest taki, że film, po którym wszyscy spodziewali się wielkiego „wow”, takim nie jest. Nie jest to ani ostra, ani tym bardziej wulgarna komedia. Suma sumarum otrzymaliśmy produkt, który jest wariacją na temat amerykańskiej komedii romantycznej.
Niektórzy z pewnością zapytają, to co w tym filmie ma zabarwienie erotyczne, tak szumnie obiecywane już w tytule, skoro seksu jako takiego tu nie ma. Cóż… są dialogi zabarwione sprośnymi odzywkami i ciętymi ripostami, które z pewnością usatysfakcjonują niektórych widzów. Są też dowcipy sytuacyjne, które w porównaniu do całości wypadają dość dobrze. Pojawiają się również fragmenty prostego humoru fizycznego, który nadaje całej opowieści pewien dynamizm.
Cóż mogę dodać? Film nie jest dziełem sztuki, który będzie obsypywany nagrodami, ale też pewnie nikt się tego po nim nie spodziewał. Mnie osobiście nie powalił. Gdyby nie Cameron Diaz pewnie przerwałabym oglądanie już w połowie…