„Pan od muzyki” to film niezwykły, magiczny, przejmujący i mimo swoich lat, mam wrażenie, że również ponadczasowy… To film z nutką nostalgii kojarzącą się z dzieciństwem… W końcu, to film mający w sobie coś z bajki, gdzie źli zostają ukarani, a dobrzy odbierają nagrodę. Czyli coś w stylu „żyli długo i szczęśliwie”, z tym że zanim nastąpiło to szczęśliwie, musiało minąć trochę czasu. Polecam wam gorąco!
„Pana od muzyki” po raz pierwszy obejrzałam kilka lat temu. Wówczas zachwyciłam się nim tak bardzo, że postanowiłam go umieścić na liście moich ukochanych filmów, do których warto wracać. Parę dni temu postanowiłam obejrzeć ten film ponownie. Jakie wrażenia? Zdecydowanie takie same, jak kilka lat temu. Teraz już wiem, że bez względu na to, kiedy zdecydujemy się obejrzeć Pana od muzyki, film i tak nas zachwyci. Bez względu na czas, lata, indywidualny moment w życiu – wzruszy i zmusi do zastanowienia się nad własnym życiem.
O czym dokładnie jest obraz francuskiego reżysera Christophea Barratiera? Otóż opowiada on historię niezwykłego dzieciństwa, jakie staje się udziałem zbieraniny nieco zagubionych dzieciaków, którzy wciąż szukają własnej ścieżki w świecie tęsknoty, sekretów, jak również szalonych zabaw aż do łez. Głównym bohaterem filmu jest bezrobotny nauczyciel muzyki Clemet Mathieu, który przyjmuje posadę w domu poprawczym dla wyjątkowo trudnej młodzieży. Już pierwszego dnia nauczyciel przekonuje się, że chłopcy nie znaleźli się w tej szkole przypadkowo. Uczniowie są niesubordynowani, nieobyci z kulturą i dobrym wychowaniem. Nowy nauczyciel dokłada wszelkich starań, aby krok po kroku przełamać barierę i zapanować nad grupą skomplikowanych podopiecznych. Jednym z kroków prowadzących do przełamania barier jest mały eksperyment… nauczyciel werbuje swoich wychowanków do chóru. Świat muzyki ma być dla młodych ludzi czymś, co zmieni ich życie o 180 stopni…
Film doskonale udowadnia, że aby odnieść sukces i skraść serca widzów nie trzeba uciekać się do skomplikowanych historii, czy naszpikowanych efektami specjalnymi obrazów. „Pan od muzyki” jest nieskomplikowaną i bardzo prostą historią, snutą bez intryg, tajemnic i psychologicznych zagadek. Nie jest to jednak byle jaka historia… To historia o ogromnej pasji, ludziach i emocjach im towarzyszących. To opowieść o cudzie muzyki, która zły z pozoru świat zamienia w lepszy i piękniejszy. To także opowieść o marzeniach.
I mimo, że obraz francuskiego reżysera jest dramatem, to jednak na próżno szukać w nim tanich, melodramatycznych chwytów. Jeśli coś w tym filmie chwyta za gardło, to szczerze. Co mnie najbardziej urzekło w Panu od muzyki? Prostota z jaką film jest opowiedziany. Nie ma tu zbędnego przerysowania, ani sztuczności. Wszystko jest naturalne i szczere do bólu. Wszystko jest tu skromne, a zarazem wzruszające, mądre i niezwykłe jednocześnie.